Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.
—  209 — 

ten wieczór zachwycił ją, pociągnął! Może który z panów zechce wezwać ją do powrotu?
Hrabia zechciał tego najpiérwszy, ale Sanicki pozwolić nie mógł, aby w domu jego ktokolwiek miał wyprzedzić go w oddaniu jakiéjkolwiek przysługi. Uszedłszy obok hrabiego kilkanaście kroków, w przystępie wesołości, którą go dzień ubiegły napełnił, zawołał:
— No, panie hrabio, kto prędzéj do panny Adolfiny dobiegnie? pan młody, a ja stary... sprobujmy: kto prędzéj?
I obaj biedz zaczęli ku młodéj parze, która téż powoli dążyła na ich spotkanie. Zresztą od strony stajen toczyć się już zaczął ku gankowi domu poważny ekwipaż szambelana, a tuż za nim turkotała głucho mała i zgrabna karetka pań Odropolskich.




VI.

Godzina była późna, dom odropolski napełniała ciemność. Budoar, będący skarbem drogich i świętych pamiątek, mniéj ciemnym był od pokojów innych, bo, choć nie paliło się w nim światło żadne, dwie wązkie smugi światła wnikały doń przez wpółprzymknięte drzwi dwu przyległych sypialni.
Pani Izabella nie spała. Śnieżnemi haftami okryta, z siwiejącemi, lecz bujnemi i pięknemi włosy, w wielki węzeł z tyłu głowy zwiniętemi, leżała ona w pościeli i... czytała. Chwilę jakąś przed zaśnięciem czytać rzeczy budujące, a myśl i uczucie wznoszące wysoko... wysoko... było stałym jéj obyczajem. Tym razem jednak, zupełnie wyjątkowo, książka którą trzymała w ręku, nie była medytacyą, ani imitacyą, ani