Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
—  210 — 

dyalogiem żadnym, ani nawet żadną z tych biało-różanych powieści, których szeregi świeciły złoconą oprawą z za szyb rzeźbionéj szafki. Była to książka z żółtą okładką i bujnym, czarnym z dwu jednobrzmiących sylab złożonym napisem na okładce. Była to, słowem, książka ta sama, która wczoraj w wieczór zniknęła z gotowalni pani Julii, a pogrążyła się w koszyku pani Izabelli, książka, lejąca w dusze ludzkie truciznę i w dodatku bardzo nieprzyzwoita.
Niezgłębione przepaście serc ludzkich kryją częstokroć na dnie swém dziwne niespodzianki. Nikt nie przewidzi, nikt nie odgadnie, jakie słabości drgają w łonie siły, jakie burze huczą w głębinach spokoju, jakie marzenia i żądze iskrami zasiewają białe tło niewinności. Nikt nie zdoła powiedziéć, jaka pokusa przyleci na skrzydle życia, aby nęcić cnotę, i jaka płochość z jakiéj strony powieje, by zachwiać powagę. Nikt téż z tych, którzy znają choć trochę tajemne te niespodzianki duchów ludzkich, dziwić się nie powinien temu, że kobieta pobożna, poważna, cnotliwa, dobrego smaku pełna, czytała... Nanę. W łonie siły jéj drgnęła słabość, na niewinność jéj powiała pokusa. Jak bywa zwykle w chwilach niespodzianek takich, uczuła się ona dwoistą: zapragnęła tego, czém brzydziła się, wabiło ją to, czego się lękała. Wabiło zaś silnie.
Upadła, czytała. Czytając, drgała przy każdym szeleście, ożywającym się w przyległym pokoju. Raz, gdy zdało się jéj, że słyszy kroki córki, ku sypialni jéj zmierzające, zlękła się bardzo, książkę w żółtéj okładce śpiesznie pod poduszkę schowała, a na jéj miejsce pochwyciła leżące na stole Ś-éj Katarzyny genueńskiéj Dyalogi o czyścu.
Daremnie jednak piękne to dzieło, w piękniejszym jeszcze przekładzie wicehrabiego de Baspières, zastąpiło w ręku pani Izabelli nieprzyzwoitą lecz nęcącą truciznę dusz ludzkich. Adolfina nie tylko nie zmierzała ku sypialni matki, ale prze-