cięte są na takie maleńkie... malenieczkie kawałeczki. Na każdym kawałeczku co innego rośnie. Nie rozumiem, dlaczego i u nas nie urządzą kraju w ten sposób. Byłby on tak bogatym, jak Belgia i Francya. Ale nasz biedny kraj nie może dosięgnąć tego stopnia...
— Środków potrzeba, pani dobrodziejko, środków potrzeba na to znacznych — podjął Żytnicki, a w apatycznym i posępnym wzroku jego po raz pierwszy w czasie rozmowy błysnęło coś nakształt zapału. — O! gdybym ja miał własny majątek... oszczędzałbym się, nie jadłbym i nie pił, a zaprowadziłbym płodozmian; ale na dzierżawie trudno... W jednym folwarku, w Błoniu, nie wytrzymałem i zaprowadziłem; w innych, płacąc tak, jak płacę za dzierżawę, nie mogę, zginąłbym... Właśnie téż żądaniem mojém było zaproponować pani dobrodziejce, czyby téż... czy...
Zająknął się, chrząknął; małe, szare oczy jego roztworzyły się tak szeroko, jak gdyby przełykał coś z trudnością wielką. Widać było, że nie zwykł był mówić dużo, że długie mówienie stanowiło dlań pracę cięższą nad wszystkie, które spełniał kiedykolwiek. Pani Izabella, z jednostajną wciąż słodyczą i uprzejmością ku niemu pochylona, spróbowała ułatwić mu zadanie:
— Słucham pana; bardzo uważnie słucham. Jakąż jest propozycya ta?..
— Czyby pani dobrodziejka nie zgodziła się na mniejsze z dóbr swoich dochody... przez kilka lat, tylko przez kilka lat... przez które ja zaprowadzałbym płodo...
Z twarzy pani Izabelli zniknął uśmiech; a zastąpił go wyraz przerażenia. Pod wpływem siły przerażenia tego, zawołała z razu po francuzku:
— Impossible!
Lecz w mgnieniu oka poprawiła się:
— Nie mogę, panie Żytnicki! w żaden sposób nie mogę
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —