Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
—  214 — 

re a umysł zbyt dojrzał w ostatnich kilku tygodniach, aby poprzestać mogła na samém najrozkoszniejszém choćby marzeniu, na obrazach, wymalowanych przez własną imaginacyą jéj, choćby najponętniejszych. Wiedziała, że pomiędzy nim a nią stoją możne, liczne przeszkody. Wiedziała, że walczyć jéj przyjdzie. Cóż z tąd? Nie miałże to być właśnie piérwszy krok na téj drodze czynu, samoistności, ofiary, któréj z utęsknieniem wyglądała oddawna? Na myśl jéj przyszły wyrazy, nad któremi zastanawiała się często i z pragnieniem dosięgnięcia głębi ich znaczenia: „Miłość mocną jest, jako śmierć; wszystko przetrwa, wszystko zwycięży“. Jéj miłość taką i tylko taką być mogła. Inną, łatwą, lotną, tchórzliwą, zgnębiła-by w sobie z obrzydzeniem. Będzie więc mocną, przetrwa wszystko, i jako śmierć nieubłaganie celu swojego dopnie. Upadnie do stóp matki, łzami je swemi obleje... Matka jéj zresztą dobra! byle-by tylko zrozumiała ją, byleby zrozumiała! Jeżeli nie zrozumié... a! słyszała nieraz, że i kobiety, po dosięgnięciu lat pewnych, stają się paniami swéj woli. Czekać więc będzie... o! i on także... któż-by nie czekał, wieki choćby, na to, aby posiąść wszystko, co jest najlepszém i najszczęśliwszém na ziemi? A potém, cóż? z domu rodzinnego, z ojczystego mienia nie weźmie nic, zrobi się sama tak biedną, jak on, zatrze własnemi rękoma pomiędzy sobą a nim wszystkie różnice, przez traf przyniesione, pójdzie do niego i powié: oto jestem; czekałam, przetrwałam, idźmy razem w te światy, o których mówiłeś, gdzie będziemy mogli ciągle być z sobą i dzielić się każdém uczuciem, każdą myślą, każdą ideą i pracą, i wielkim celem jakimś, i największą na ziemi miłością...
Zmęczona, o świcie już spoczęła na posłaniu. Twarz jéj, pomimo bezsennéj nocy, świeżą była, jak jutrznia, wschodząca nad dniem pogodnym. Usypiając, uśmiechała się do dwu ptaków, lecących w świetliste przestworza, i szeptała: „ty i ja“.
Nazajutrz pani Izabella daleko wcześniéj obudziła się od