córki. Obudziła się i piérwsze wejrzenie jéj upadło na skrawek żółtego papieru, wyglądający z pod białych haftów pościeli. Była to ta książka, ta okropna książka, przeczytana śród ciszy nocnéj z pośpiechem, z gorączką, aż do ostatniéj stronicy, a teraz zjawiająca się jak wyrzut sumienia, jak wstyd po dokonanym złym czynie i bojaźń przed ścigającą go karą! Pani Izabella ukryła w dłoniach twarz zarumienioną od wstydu, i drżała, z bojaźni może, a może téż z żalu nad słabością własną uczuwanego. Po kilku minutach gorzkich i trwożnych rozmyślań, poskoczyła z łóżka, orzuciła się śnieżną jak niewinność odzieżą, wybiegła do budoaru, i tam, po podjęciu rolet, zasiadła przed biórkiem. Prędko, prędko, drżącą dłonią pochwyciła ćwiartkę papieru, zdobną w długi złocony monogram, i szybko, z rumieńcem na twarzy i łzami w oczach, pisać zaczęła list francuzki, a dający się dosłownie przetłómaczyć w sposób następny:
„Nieprzyjaciel nasz, który zawsze czyha na zgubę dusz naszych, stanął wczoraj i u mego boku. Nieszczęsna! nie uczułam obecności jego, nie odegnałam go od siebie żadnym z tych niezawodnych oręży, w które tak hojnie zaopatrzył nas Kościół Ś-ty. Gdybym była wtedy uzbroiła pierś moję znakiem krzyża Ś-go, albo w myśli odmówiła pozdrowienie anielskie... duch ciemności pierzchnął-by pewnie, a ja nie była-bym popełniła jednego z najcięższych błędów mego życia! Stało się! Dałam się uwieść grzesznéj ciekawości; co większa, grzech mój popełniłam z przyjemnością, która w téj chwili przejmuje mię wstydem. Nie pozostaje mi nic więcéj, jak śpieszyć przed trybunał pokuty, aby tam, przez skruchę i pokorę, omyć się z winy mojéj i błagać o wstawienie się za mną do Pana, świętobliwego przedstawiciela Jego na ziemi. Nie-