Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.
—  227 — 

— Nieprawda!
Po chwili jednak zerwała się z miejsca i poszła daléj w głąb’ ogrodu. Niepokój, ból, może głuchy jeszcze, lecz dojmujący, podnosił ją z miejsca, przyśpieszał, to zwalniał jéj kroki. Zaczęła tułać się po ogrodzie, z ławki na ławkę, z alei w aleję, niby duch błędny, ścieżki jakiéjś do wyjścia z labiryntu szukający...
Pani Izabella tymczasem rozmawiała z Żytnickim o interesach dość długo, tak długo, że zaczynała już czuć się bardzo znużoną, a nawet zdawało się jéj, że wnet, wnet doświadczy bólu głowy. Przymuszała się jednak do rozmowy, któréj konieczność uznawała. Na szczęście, przed gankiem zaterkotało tilbury hrabinki i ona sama, oddawszy lejce stangretowi, wbiegła wprost do sali jadalnéj. Żytnicki spiesznie zebrał papiery swe, ukłonił się i zniknął. Hrabinka rękę przyjaciółki pochwyciła:
— Jestem tu przelotem tylko, — zaczęła z ożywieniem wielkiém. — Jadę do Żiuljetki, wiozę jéj biedaczce parę nowych książek, do ciebie wpadłam dla tego tylko, aby ci oznajmić... aby cię przygotować...
Przybliżyła twarz swą do twarzy przyjaciółki i szepnęła:
— Będziesz dziś miała oświadczyny!
Pani Izabella zachwiała się i rękę oparła o poręcz krzesła. Hrabinka szeptała daléj:
— Za kwadrans, za kilka minut może, przyjedzie... kiedym wyjeżdżała z Pomiń, kazał zakładać konie. Przyjedzie, aby się oświadczyć. Nie mówił mi wprawdzie tego, ale ja go znam dobrze, z oczu mu czytam: ponury był wczoraj i dziś, jak noc jesienna; lęka się, zazdrości... i dla tego z oświadczynami pośpiesza.
— Lęka się... zazdrości? czego? o kogo? — jęknęła pani Izabella.
— To już taka wulkaniczna natura — z ironią zaśmiała się