pani doszedł. Była to kobieta święta, kobieta wzniosła, kobieta... błękitna! Mieszkała ona w błękitach, karmiła się błękitami, ubierała się od stóp do głowy w błękity. Ożeniony z nią bardzo wcześnie, ani w nią wszczepić zasad i gustów moich, ani sam przejąć się wyobrażeniami i gustami jéj nie zdołałem. Były to wyobrażenia i gusta z innego świata. Na dążenia i zabiegi moje spoglądała, jak na prosty wynik próżności i pychy. Zaszczyty, które zdobywałem, zawstydzały ją. Życie w stolicy było dla niéj ciężarem, do udźwignięcia niepodobnym. Kochała naturę, wieś, ciszę, ojczyznę, ubogich, i nie wiem już co więcéj... Były to, słowem, same tylko błękity... błękity... błękity...
Zaśmiał się z cicha, głębią piersi, gorzko.
— Pani, — dokończył, — kobieta ta mogła-by być wyborną żoną dla Katona lub Cyncynata, dla mnie była kamieniem obrazy i kulą galernika.
Pani Izabella załamała ręce i z głębi serca, ze współczuciem nietylko szczerém, ale prawie gwałtowném, zawołała:
— O, ileż pan cierpiéć musiałeś! jakież nieszczęście!
— Tak pani. Cierpiałem bardzo. Pani zrozumiesz, czém być musi dla człowieka w położeniu mojém, na drodze takiéj jak moja, brak domowego szczęścia z jednéj strony, a z innéj pomocy tych, których kobieta, rozumna i ręka w rękę z nami do celu naszego idąca, udzielać nam może. Jam nigdy nie miał domu... téj tak potężnéj dźwigni w dążeniach takich, jak moje. Żyliśmy ciągle prawie w rozłączeniu, a jeżeli kiedy, dla zachowania pozorow, spędzaliśmy czas jakiś w stolicy, pod wspólnym dachem, żona moja czyniła pomiędzy ludźmi rozróżnienie takie, tak ją raziło to, gorszyło tamto, a pociągało owo właśnie, od czego ja uchylać się musiałem, że otworzyć dom i uczynić go źródłem tak przyjemności, jak ułatwień różnych, było mi niepodobieństwem. Sam na sam znowu, pomiędzy mną a nią, od piérwszych zaraz lat połączenia się na-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
— 231 —