Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
—  239 — 

i odzyskiwać przytomność. Wysunęła się z objęcia matki i cicho szepnęła, że pójdzie do swego pokoju, bo potrzebuje pomówić...
— Z kim? — zawołała pani Izabella, — z kimże ty w swoim pokoju mówić będziesz?
— Z sobą. — Lecz zaraz, wracając znowu do przytomności, powiedziała, że ją bardzo głowa boli, i że chce położyć się.
— Niech mi mama nie wierzy, — dodała prędko, — ja kłamię. Głowa mię nie boli, tylko mi bardzo zimno...
W kilka minut potém pani Izabella własnemi rękoma rozpinała suknią córki i z włosów jéj wyjmowała szpilki. Przywołana głosem dzwonka, do sypialni Adolfiny z twarzą obrzękłą od płaczu, wbiegła Franusia. Adolfina chmurnie na nią spojrzała, i gwałtowny rumieniec twarz jéj oblał:
— Idź sobie, idź, obejdziemy się bez ciebie, — powtórzyła pani Izabella, pragnąc uspokoić córkę dogadzaniem jéj we wszystkiém.
Lecz zaledwie Franka była na progu, gdy Adolfina zawołała ją.
— Franetko... — zaczęła, i urywając nagle, a bardzo blednąc, zwróciła się do matki. — Mamciu, proszę jéj dać piękny jaki prezent i dużo pieniędzy... Ona biedna!
Tu, drżąca, drobna ręka podniosła się ku głowie spłakanéj dziewczyny i pieszczotliwie przesunęła się po jéj włosach:
— Ja nie gniewam się na ciebie, Franetko... ale widzisz... po cóż było kochać i... wierzyć?
Dziewczyna wydawała się przestraszoną. Pani Izabella, słowa córki poczytując za wynik przechodzącéj już zresztą nieprzytomności, odprawiła co prędzéj pokojówkę. Adolfina z objęć matki zsunęła się na ziemię, i gwałtownie, głośno zapłakała. Płacz jéj gwałtownym był, głośnym, ale krótkim. Ulżył jéj zresztą widocznie i całkiem już do przytomności ją