Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.
—  240 — 

przywrócił. Wstała, otarła z twarzy łzy, pocałowała rękę matki i powiedziała, że nic już jéj nie jest, że tam... w ogrodzie, przelękła się bardzo, ach bardzo! nie może powiedziéć czego, ale że to już przemija, tylko chce położyć się i spać... Herbaty za nic pić nie chciała. Pani Izabella wypiła swoję przy jéj łóżku, gdzie téż, z roztargnieniem przerzucając karty najnowszéj powieści pani Craven, przesiedziała jeszcze całą godzinę. Czuła się jednak dnia tego zmęczoną doznanemi wrażeniami. Przytém Adolfina wydawała się spokojną. Wprawdzie na twarz jéj, zatopioną w bieli poduszek, występować poczęły silne rumieńce, ale oczy miała zamknięte, dłonie jéj z silnie splecionémi palcami nieruchomie na kołdrze spoczywały. Nie płakała już i nie zdawała się niczego lękać. Kilka razy podniosła powieki i patrzała przed siebie roztargnionym jakby i kędyś daleko patrzącym wzrokiem. Zegar w salonie wybił północ. Pani Izabella czule uścisnęła córkę, powiedziała jéj, że jutro pomówi z nią obszernie o nadzwyczaj ważnych sprawach, a gdy ona pocałowała znowu jéj rękę i szepnęła: dobranoc! zupełnie prawie uspokojona, odeszła.
Wtedy Adolfina szybkim bardzo ruchem usiadła na łóżku, chwilę nasłuchywała w stronę pokoju matki, poczém porwała się z pościeli i, w białą odzież owinięta, z krwistemi na policzkach rumieńcami, poczęła sypialnią swą przebiegać. Nieruchomość była jéj snadź w chwili téj nieznośną. Mękę tę przetrwała w obecności matki, teraz nic już nie krępowało burzy, która wrzała w piersi jéj, uzdolnionéj przez naturę do uczuwania największych rozkoszy i najsroższych mąk. W organizacyi prostéj, ubogiéj i słabéj, jedna tylko struna odzywa się pod palcami nieszczęścia, w dziewczynie téj, bogatéj w zdolności i wrażenia, zagrał naraz cały akord rozczarowań i rozpaczy. Inna płakała-by tylko nad utraconém kochaniem swém; ona nie mogła rozłączyć z niém swéj wiary. Gdy myślała że nigdy już więcéj nie zobaczy go, że gdyby nawet zo-