przemknęli, jak świetne zjawisko elegancji, zaprawnéj rycerskością. W dwie minuty potém hr. Ireneusz zbiegał ze wschodów ganku. Adolfina zawstydziła się leżącéj swéj postawy, wstała prędko, lecz, słaba jeszcze, powoli iść zaczęła na spotkanie gościa. Długa, luźnie opływająca ją suknia, z szelestem ciągnęła po ścieżkach zwiędłe liście; spuszczone jéj warkocze wiły się i lśniły na plecach jéj i piersi; w obu rękach trzymała bladą astrę, którą przed kwadransem zerwała jéj matka. Hrabia przyśpieszył kroku i drobne ręce, trzymające astrę, w dłoniach swych uścisnął. Na twarzy jego malował się szczery niepokój.
— Jakże? — zaczął, — czy lepiéj już? Jaka pani jesteś okrutna! Przez trzy dni nabawiać przyjaciół swoich taką trwogą! na całe trzy dni odebrać im siebie! Ale teraz lepiéj... prawda? zupełnie już dobrze?
— Lepiéj, — odpowiedziała z uśmiechem.
Siwe, błyszczące oczy hrabiego, tonęły w jéj twarzy.
— A jednak, — zaczął ciszéj, — jesteś pani tak bladą, jak ta astra, którą trzymasz w swéj ręce... proszę o tę astrę...
Machinalnie cofnęła ku sobie rękę z kwiatem.
— Daj mi ją pani — nalegał, i w chwili téj przechodząc w ton wesoły, mówił daléj. — Spowiadam się przed nią... prosiłem o kwiatek ten dla siebie; chciałem miéć coś, czego dotknęła ręka pani; ale teraz jestem skruchy pełen... spłynęło na mnie święte natchnienie... zapragnąłem być dobrym... synowcem i zawieźć astrę tę...
Umilkł. Na policzki Adolfiny wybił się lekki rumieniec.
— Doprawdy! — zawołał hrabia, — natchnienie moje rozkazuje mi być synowcem... bohaterskim i przedstawić pani całą grozę sprawionego przez nią położenia... Robisz pani cuda, ale cuda okropne. Za sprawą pani szambelani przemieniają się w Salamandry, i jeżeli tak dłużéj potrwa, świat
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.
— 251 —