Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.
—  253 — 

swemi turkusowemi i iskrzącemi się oczyma. Hrabia Ireneusz stanął nieco za Adolfiną i do ucha jéj prawie szepnął:
— Zlituj się pani nad Salamandrą i ratuj téż mnie nędznego sługę swego, bo jeżeli powiesz: nie! wyjmę sobie z głowy oboje oczu; nie będą już miały na co patrzéć.
Tu pani Izabella zbliżyła się, a białą dłoń składając na głowie córki i z czułością w oczy jéj spoglądając, z cicha, drżącym głosem wymówiła:
— Cóż, Adolfinko? Niech przyjedzie... niech dziś przyjedzie? tak czy nie?
Blednąc bardzo i naprzemian szkarłatnie rumieniąc się, z pochyloną głową i spuszczonemi powiekami, stała pośród otaczających ją osób i w drżących palcach mięła bladą astrę. Potém podniosła głowę, patrzała na matkę długo, aż powolnym ruchem szyję jéj ramieniem swém otoczyła i głową skinęła w sposób mówiący: tak!

KONIEC.