Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 — 

Wyciągnęła obie ręce ku leżącym przed nim papierom, ale on położył na nich grubą, silną swą rękę. Zarazem podniósł głowę i spokojny, obojętny wzrok w twarzy jéj utkwił. Zwyczajnym téż sobie głosem, przytłumionym nieco i obojętnym, wymówił:
— Kociu! proszę ztąd wyjść.
W mgnieniu oka twarz jéj zalana była potokiem łez, a ona sama u kolan jego na ziemi siedziała.
— Pawle! Pawełku! — chlipiąc i jęcząc mówiła — ja ciebie tak kocham, a ty dla mnie taki obojętny... no, pocałujże mię po dwóch dniach niewidzenia... spójrz na mnie przynajmniéj, mój najmilszy!...
Z jedną ręką uwięzioną w obu jéj małych pulchnych dłoniach, drugą skreślił na papierze kilka wyrazów, przy których stawiając cyfrę, półgłosem wymówił:
— Tysiąc trzysta sześćdziesiąt dwa...
Zarazem położył pióro przy kałamarzu, papiery wsunął do szuflady, wstał z krzesła i rzekł:
— Kociu! daj mi jeść.
Zerwała się z ziemi, roztworzyła na roścież drzwi jadalnego pokoju i zawołała:
— Proszę jaśnie wielmożnego pana na wieczerzę... pokorna sługa pana już wszystko przygotowała, biusztyk nawet własnemi rękami usmażyłam... bo dla ciebie żona, to nic więcéj tylko sługa! naturalnie! pókim była młoda i ładna, to jeszcze...
Do jadalnego pokoju weszła służąca, bosa, brzydka, z rozczochranemi włosami i zbrzękniętą od płaczu twarzą. Żytnicka rzuciła się ku służącéj, łając ją za nieprzyniesienie masła i śmietanki, a popychając dziewkę przed sobą, wraz z nią wypadła do korytarzyka, u którego końca znajdowała się kuchnia.
Jadalny pokój, oświetlony sporą choć niewykwintną lam-