— Panna Odropolska — zaczął — nie jest dla mnie towarzystwem żadném i o żadném romansowaniu z nią marzyć nie chcę i nie mogę...
— Dlaczego nie możesz? dlaczego nie możesz? Ciekawam bardzo, dla czego-byś nie mógł... — śmiejąc się wciąż, szczebiotała kobieta.
Porywczym giestem zamknął książkę i, prostując się, odpowiedział:
— Dlatego, że nie cierpię arystokratów... Ciocia bardzo dobrze wié o tém!
W mgnieniu oka Żytnicka z serdecznéj i głośnéj wesołości przeszła w zapalczywy gniew. Zwrócona ku Eugeniuszowi, z giestykulacyą nadzwyczaj żywą, poczęła wyrzucać mu, że jest uparty, zawzięty, że czepia się do ludzi nie wiedziéć za co, że niecierpi tych, którzy mu nic złego nie zrobili, że nakoniec w głowie mu się wszystko do góry nogami przewróciło. Eugeniusz milczał, ale Żytnicki, po długiém, obojętném słuchaniu, skinął ku żonie ręką.
— No, dość już, dość krzyczenia i paplania!
A gdy uspokoiła się nieco, zwrócił się do Eugeniusza:
— Nie masz wcale żadnéj rozsądnéj przyczyny do nienawidzenia pani Odropolskiéj — rzekł — jest to bardzo grzeczna i dobra kobiéta.
— Nie przeczę temu wcale — z tym samym co wprzódy lekceważącym i sarkastycznym uśmiechem odrzekł Eugeniusz — nie mówiłem téż, że niecierpię pani Odropolskiéj w szczególności, ale arystokratów w ogóle... Nie miałem na myśli jednostki, ale klasę, kastę, ideę...
Żytnicki, z niezmiernie rzadkim u niego objawem zniecierpliwienia, wzruszył ramionami.
— Wpadasz znowu w swoje abrakcye...
— Abstrakcye, wuju, — poprawił młody człowiek.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —