Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 — 

Żytnicka, usunąwszy się w cień zgasłego już samowara, płakała. Zaczepiona, wnet wybuchnęła. Mówiła i krzyczała, że pani Odropolska zgubiła ich, nie zgadzając się na ulepszenie gospodarstwa i zmniejszenie summy dzierżawnéj; że teraz znowu będzie tak, jak było dotąd, to jest, że co oboje z mężem zapracują, to i zjedzą, a na starość, jak nie było, tak nie będzie żadnego zasobu i zaopatrzenia; że zresztą nie pani Odropolska winną jest wszystkiemu, ale on sam, Pawełek, który trzyma się téj nieszczęsnéj dzierżawy, jak pijany płota, i o starości żony swojéj nie myśli, ani o wygody jéj nie dba i pozwala jéj zapracowywać się, jak ostatniéj słudze jakiéj, choć wiadomo przecież, że jest ona obywatelską córką, i że mogła daleko lepszą partyą zrobić, a wyszła za niego z miłości, przeciw woli brata, który już wtedy robił świetną karyerę, a teraz, będąc urzędnikiem do szczególnych poleceń przy generał-gubernatorze Turkestańskim, zabrał-by ją do siebie i osypał wszelkiemi dostatkami, gdyby tylko chciała ona rozstać się z mężem...
— Otoż gdzie zajechała! — flegmatycznie wymówił Żytnicki, i zaczął szukać czegoś w kieszeniach surduta. Po chwili, z jednéj z nich wyjął pudełko, wręczone mu przez panią Izabellę i podał je żonie ze słowami:
— No, masz prezent od pani Odropolskiéj. Weź cacko, a przestań beczéć i brednie wyplatać...
Żytnicka, z twarzą we łzach, chciwie pudełko pochwyciła, a roztworzywszy je, wydała okrzyk radości. Z rozżalonéj i rozgniewanéj stała się rozpromienioną.
— Patrzcie! patrzcie! — wołała — ależ to śliczność nad ślicznościami! ile to kosztować musi! Złota i jeszcze tak pięknie malowana!
Wyciągając ramię w całéj długości, wysuwała pod światło lampy i przed oczyma dwu mężczyzn przesuwała otwarte pudełko, w którém, na tle jaskrawego aksamitu, jaśniał spory