Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 — 

gdy się dowié, że mi pani Odropolska takie wielkie prezenta przywozi. Ależ to ty, Pawełku, zasłużyłeś sobie, a przez ciebie-to oni i mnie szanują! No dajże mi za to buzi! pocałuj!
I z trudem niemałym wcisnąwszy się pomiędzy stół a krzesło, usiadła mu na kolanach, a pulchnemi dłońmi gniotąc silne jego ramiona, okrywała mu czoło i policzki głośnemi pocałunkami.
Powoli, z powagą, nie objawiając ani przykrości, ani przyjemności najmniejszéj, wziął kibić jéj w obie szerokie swe dłonie, i jak małe dziecko zsunąwszy z kolan swych, na ziemi ją postawił.
— Ot — rzekł — idź lepiéj bułki piec, czy co tam takiego robić. Pani Odropolska jutro będzie u nas i pewnie na herbacie.
W Żytnicką jakby piorun trząsł.
— Będzie! I ty mi do tego czasu nic nie mówisz! Bułki nie świeże, indyka na pieczyste zarznąć trzeba... A tu i on będzie także! czy wiesz, że on jutro także u nas będzie?
— Nie wiem. Zkądże wiesz? — odpowiedział Żytnicki tonem objawiającym doskonałą wiadomość o tém, czyje mianowicie nazwisko zastępował użyty przez żonę jego zaimek on.
Ze sposobu, w jaki go Żytnicka wymawiała, i wrażenia, jakie na Żytnickim czynić się zdawał, poznać można było, że zaimek ten przedstawiał ich myśli cóś bardzo wysokiego i dostojnego, nie wielmożność już, ale bodaj wszechmocność jakąś, jakąś Alfę i Omegę wszech rzeczy.
— Zkądże wiesz, że on jutro tu będzie?
— Przysyłał rządcę, dowiadując się, czy będziesz jutro w domu, bo chce o czémś poradzić się z tobą. Powiedziałam, że prosimy, bardzo prosimy, bardzo prosimy!
— Aha!
Kiedy z krótkim tym wykrzyknikiem Żytnicki wstał