błyszczącą łysiną i poczciwą, ciemną, nieogoloną twarzą. Był to Drożycki, właściciel kilkowłókowego folwarku, najbliższy sąsiad i bardzo częsty, najczęstszy gość Żytnickich.
W szerokiéj, pełnéj falban sukni, ze złotym ptakiem u szczytu warkoczy, z zapłakanemi oczyma, a śmiejącemi się usty, Żytnicka biegała, popychała sługi, ustawiała i przestawiała naczynia, co chwila zwracając się do przyjaciółki swéj z naglącémi żądaniami pomocy i pośpiechu. Drożycka, kobiecina średniego wieku, o zgrabnéj kibici i bladawéj delikatnéj twarzy, z powierzchowności na wielką panią obok Żytnickiéj wyglądająca, z gorliwością przecież niesłychaną, z zakłopotaniem, które rumieńcem okrywało bladą twarz jéj i łzy sprowadzało do łagodnych, błękitnych oczu, spełniała otrzymywane zlecenia i rozkazy. Wybiegała i wracała, przynosiła i odnosiła najrozmaitsze przedmioty; nakoniec, wyręczając służące, które zahukane, płaczące i ogłupiałe, biegały z kąta w kąt, zupełnie już nie wiedząc same, co czynią, wniosła z kurytarza, z wielkiem widocznie wysileniem, ogromny samowar, i dźwignąwszy go w górę, na stole postawiła.
— Ależ nie tu, nie tu, moja pani Drożycka! — krzyknęła gospodyni domu, — że téż to pani nic porządnie nie zrobisz! Jakże można stawiać samowar tak blizko krzesła, na którém oni siedziéć będą! Panie Drożycki, cóż tak siedzisz jak słup? rusz-że się! pomóż! wyręcz!
Wysoki, barczysty, łysy i wąsaty Drożycki z posłuszeństwem pięcioletniego dziecięcia zerwał się z krzesła i, z osłupiałemi oczyma, z samowarem w obu rękach, stanął po środku pokoju, zapytując:
— A co z nim zrobić?
W téj chwili za oknami zaturkotały koła lekkiego powozu.
Drożycka, patrząc w okno, krzyknęła:
— Przyjechała! przyjechała!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
— 44 —