Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 — 

zapominają o nas, odwiedzają i opowiadają. On ile razy przyjeżdża w te strony, odwiedza nas, radzi się Pawełka w różnych gospodarskich interesach i o zagranicy opowiada.
Tu rozweseliła się już zupełnie i z serdecznym chichotem dodała:
— I dziś ma on przyjechać do nas... pani dobrodziejka dawno jego widziała?
— Kto, pani? kogo?
Żytnicka zdumiała się z razu nad tém, że znaczenie zaimka, który w umyśle jéj całkiem pochłonął przedstawiane przez się nazwisko, zrozumianém przez kogoś nie było.
On — odpowiedziała. — Pan Kamerherr najjaśniejszego cesarza niemieckiego...
Rzecz dziwna! kiedy Żytnicka ze szczególném uwzględnieniem wszystkich r, w powyższym tytule znajdujących się, tytuł ten wymawiała, na białą twarz pani Izabelli wytrysnął rumieniec.
— Pan Pomieniecki! — zawołała — więc jest on obecnie w Pominach! nie wiedziałam! Adolphine! pan Pomieniecki jest w naszych stronach... czy pamiętasz go, moje dziecko?
— Bardzo mało, mamo.
— A! istotnie, byłaś jeszcze dzieckiem prawie, kiedy po raz ostatni widziałyśmy go w Neapolu, zkąd wyjechałyśmy bardzo prędko, bo ten nieznośny Wezuwiusz spokojności mi nie dawał. Mój Boże! jakże to ludzie dziwnie spotykają się z sobą? Nie uwierzyła-bym, gdyby mi kto powiedział, że z panem Pomienieckim spotkamy się tu... w kraju...
— Jest! jest! — śmiejąc się i trzepocąc szczebiotała Żytnicka — i tylko patrzéć, jak przyjedzie. Przysyłał wczoraj do Pawełka rządcę... Ale co to jest, że Pawełek nie przychodzi? poszli z Eugeniuszem za stodołę, do żeńców... Ot i jedzie! turkot słychać! on! pewno on!
Rzuciła się ku oknu i z impetem otworzywszy je, wychy-