Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 — 

zwróciła się do gospodarza domu — a hrabia Iruś nie przyjechał z żoną?
— Nie, pani dobrodziejko, pytałem o to rządcę. Nie przyjechał.
— Hrabia Ireneusz przed tygodniem jeszcze znajdował się w Londynie — objaśniła pani Izabella. — Wiem od kogoś z naszych wspólnych znajomych, z którym spotkałam się w przejeździe przez Berlin.
— Mniejsza o to! Cezia tu jest... to mi wystarcza! Jakże to miło, żeśmy się tak tu wszystkie trzy w tym roku zebrały! ty Izo, Cezia i ja... towarzyszki dzieciństwa... przyjaciółki młodości...
Gdy pani Julia w sposób powyższy wymieniała imiona swych przyjaciółek młodości, z których jedna była dziedziczką Odropola, a druga hrabiną Cezaryą z Pomienieckich Wielogrońską, Żytnicka wlepiała w twarz jéj wzrok, napełniony wyrazem rozrzewnienia.
— Juleczko! — zawołała, — ależ Juleczko! Julciu! Juleczko!...
Zdawało się, że nigdy nie nasyci się wymawianiem w formie zdrobniałéj imienia sąsiadki.
— I ja cieszę się, Juleczko, że pani hrabina przyjechała... dla mnie to nic... nie mam szczęścia znać pani hrabiny, ale tobie, Juleczko... o, tobie to pewnie przywiozła znowu mnóztwo ślicznych prezencików... Wszak i te paciorki, Juleczko, masz od niéj... prawda? i tę szarfę...
Sanicka rumieniła się pod pudrem.
— Kochałyśmy się zawsze z Cezią... — zaczęła, lecz przerwał jéj głos jéj męża.
— Żiulietko — ozwał się poważny i wyniosły mężczyzna z wielkim sygnetem na palcu — pojedziemy jutro do Pomin. Może pani hrabina będzie łaskawą do nas na obiadek...
Wyrazem: obiadek, Żytnicka została niby miną z fotela