Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 — 

conéj swéj myśli, tak, jak tonący łowi we wzburzonych wodach, deskę ratunku.
Gdy tak się działo w sali jadalnéj, w sypialnym pokoju, za zamkniętemi drzwiami, odegrywała się scena, pełna goryczy, połączonéj z rezygnacyą. Pomiędzy dwoma łóżkami, wysoko zasłanemi, stał mały stolik, okryty białą serwetką a na nim dwie szklanki mętnéj herbaty i jakieś resztki ciast i mięsiw na wyszczerbionych i opalonych talerzach. Na jedném z łóżek siedziała Drożycka, w skromnéj swéj lecz bardzo czystéj wełnianéj sukience, w czarnym czepeczku na gładko uczesanych włosach, wyprostowana, z rękoma na kolanach splecionemi, ze łzami opływającemi co chwila błękitne, łagodne źrenice. Na drugiém, barczysty, wąsaty, łysy Drożycki, pod wpływem jakby zgnębienia garbił plecy swe, szaraczkowym surdutem okryte i, nie dotykając jedzenia, potężną postać swą pochylał to w tył, to na przód, jak któś z żalem i zdziwieniem nad czémś rozmyślający. Milczeli. Kobieta nieznacznie przysłuchywała się dochodzącym z za drzwi odgłosom rozmów, mężczyzna poruszał wielkiemi wąsami i wlepiał oczy w stół z takim wyrazem, jakby go pożréć pragnął.
— Otóż to — mruknął — nie godniśmy do stołu z panami zasiadać... Wstydzą się nas, a kiedyś to jednakże inaczéj bywało... Kiedy Żytnicki Suszynek tylko w arendzie trzymał, bez butów chodził, a mnie po rękach całował, żebym mu parę furek słomy na podściół dla bydła pożyczył...
— Cóż robić, moje życie! — przerwała kobieta — to były dawne czasy... teraz Żytniccy, w porównaniu z nami, arystokracya...
— A arystokracya! — z gniewem ale i z głębokiém przekonaniem zarazem potwierdził mąż. — Niéma co mówić, arystokracya! Klucz Odropolski w arendzie trzymać... to panie nie żarty, i z panami przyjaźnią się...