Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 — 

nam kazał przed samym końcem świata i.. nic już nam nie pomoże!
Mówił to z wyniosłą powagą i z głębokim zarazem smutkiem.
Żytnicki, znacznie od niego niższy, podniósł głowę, aby mu w twarz popatrzéć.
— No — mruknął — dlaczego tak już zaraz ma być koniec świata?
Sanicki gorzko się uśmiechnął.
— Obywatelstwo ginie — szepnął — ot i ja sam rękami i zębami trzymam się mego Sanowa, a czy nie wylecę z niego? pytanie...
Potarł ręką czoło i ciszéj jeszcze szepnął:
— A cóż kochany panie Pawle, co będzie z interesikiem naszym? znajdziesz mi tysiąc rubelków, na dwudziesty piąty? Zmiłuj się... rata procentów Judelowi... żydzisko wyrok exekucyjny w kieszeni już trzyma... załagadzać go muszę...
W téj chwili ku obu rozmawiającym zbliżyła się pani Izabella i żegnać ich zaczęła. Sanicki z powagą, ale i z galanteryą wielką, w rękę ją całował.
— Pani dobrodziejka będzie łaskawa którego dnia na obiadek do nas; gdybyśmy tylko wiedzieli, kiedy spotkać nas ma honor ten, staralibyśmy się uprzyjemnić bytność jéj u nas. Możeby pani hrabina i pan Pomieniecki byli także łaskawi...
Wymawiając zaprosiny te, rozweselił się i rozpromienił tak, jak gdyby nigdy w życiu nie myślał był o końcu świata, Judelu, wyroku exekucyjnym i wyleceniu z Sanowa.
Chwilę jeszcze toczyła się bardzo ożywiona rozmowa o projektowanym obiadku, poczém pani Izabella obejrzała się dokoła i zawołała:
Adolphine! Adolfinko!
Adolfina nie usłyszała z razu wołania matki. Stała ona u okna i ożywione, ciekawe oczy podnosiła ku twarzy Euge-