Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
— 64 — 

stem targnęła za kołnierz haftowanéj bluzki i nazwała głupim, przebrzydłym dzieciakiem, a najmłodszą córeczkę, schwyciwszy w objęcia, tuliła namiętnie do piersi, osypywała pocałunkami, szepcąc:
— Moja ty jedyna pociecho!
Gdy jednak jedyna pociecha w niebogłosy krzyczéć, o powrót do domu napierać się i w przystępie złości kokardy od sukni matczynéj odrywać zaczęła, pani Julia oddała ją co prędzéj w miłośnie ku niéj wyciągające się ramiona Żytnickiéj i z oczyma pełnemi łez do sąsiadki szepnęła:
— Trzebaż to być tak szczęśliwą, jak ta Odropolska! Bogata, ma za co latać sobie wiecznie po świecie; żadnych kłopotów i jedna tylko córka, posażna i już wyhodowana... Nierówno, moja Kostusiu, Bóg szczęściem ludzi obdziela...
Z temi wyrazami ucałowała i uściskała Żytnicką bardzo serdecznie. Widać było, że w chwili téj uczuwała dla niéj tkliwość prawdziwą.
— My z tobą — dodała — nie latamy po świecie i książąt Rumuńskich nie bałamucim...
— Co? kto bałamuci? kogo ona bałamuci? — z rozbłysłemi oczyma zaszeptała Żytnicka.
— O! różnie z nią bywało i.. bywa! Cezia opowiadała mi o jakimś Roalkiczago, który w przeszłym roku jeździł za nią po Europie. To łatwiéj i przyjemniéj niż kłopotać się całe życie z gospodarstwem i dziećmi... ale à propos gospodarstwa...
Nachyliła się do ucha sąsiadki.
— Moja Kostusiu! Iza przyjedzie do nas jutro może, pojutrze... a ja nie wiem nawet dobrze, co tam u mnie w śpiżarni jest a czego niéma. Jeżeli czego zabraknie, można do ciebie przysłać?... prawda? co?
— Jak zawsze, Juleczko, jak zawsze! alboż kiedy odmówiłam?... u mnie tak: kiedy z sąsiadami dobrze żyjem, to...