Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 — 

aby każdy był z nami na swojém miejscu... Pana Skiby zaś miejsce wobec ciebie musi być zawsze w pewnéj... przyzwoitéj odległości.
Po ustach Adolfiny przewinął się znowu właściwy jéj uśmieszek.
— A jednak — szepnęła — Pan Bóg zabrania nam pogardzać niższymi!...




III.

Eugeniusz Skiba nie był ani siostrzeńcem, ani żadnym wcale krewnym Żytnickich, pomimo że dawał im nazwę ciotki i wuja. Kiedy i jak przybył do ich domu? nie pamiętał, bo wniesiono go tam, owiniętego w pieluchy, wpół umorzonego przez głód i chorobę, wprost z chaty włościańskiéj, z któréj wszystkie dusze sroga epidemia wywiodła w światy nieznane, tę tylko jednę, zupełnie osieroconą duszyczkę na tym świecie pozostawiając.
A dom Żytnickich był wtedy bardzo ciasnym, ubogim, trosk i pracy i istotnych cierpień pełnym. Ośm lat upłynęło podówczas od chwili, w któréj ojciec Żytnickiego, ekonom, przez życie całe w wielkich dworach służący, umarł, a Żytnicki, niewielki kapitalik w spadku po nim otrzymawszy, wziął w dzierżawę Suszynek, i wnet potém ożenił się z Konstancyą Kołowiczówną, córką posiadacza drobnéj własności ziemskiéj, a siostrą trzech sióstr i dwu braci. Pobrali się oni ze sobą z miłości i nie z miłości. Oboje za młodu byli dość przystojni i podobali się sobie wzajem, tém więcéj, że i wtedy już wysoce w pannie rozwinięta krzykliwość i ruchliwość by-