Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 — 

pisarza wyuczy się przy mnie. Dla chłopskiego dziecka i to piękna karyera.
— Zapewne! sam jesteś ekonomskim synem, to i chcesz cały świat na ekonoma wykierować. Ja chcę, żeby on był panem.
— A czemuż nie? i owszem. Ciekawym tylko, jakim sposobem...
— Oddam Gienia do szkół.
— No?
— A potém do Uniwersytetu.
— No?
— Doktorem zostanie i fundusz zrobi, albo go brat Ignaś do intendentury zaproteguje.
— Kosztować będzie.
— Niech kosztuje. Chwała Bogu, goli nie jesteśmy! na Odropolu nie to nam będzie, co na Suszynku.
Przez kilkanaście lat dobili się istotnie zamożności takiéj, że, zamiast jednego Suszynka, całe Odropolskie dobra w dzierżawę wzięli.
W porze, o któréj wspominała Adolfina, w któréj pomiędzy Odropolem a Błoniem mała dziedziczka przechadzając się w towarzystwie bon i guwernantek spotykała podrastającego już wychowanka dzierżawcy, Eugeniusz był wysmukłym, pięknym chłopakiem, z gorąco złocistemi włosami dumnie w tył odrzuconemi, z oczyma, które zdawały się sypać iskry. Dumnym stał się niedawno i niedawno téż na kształtne usta jego wybłyskiwać poczęły gorzkie nieco, sarkastyczne uśmiechy. Być może, iż w dziecku pojętném, a w domu Żytnickich chowaném, sarkazm wyrabiał się oddawna, duma i gorycz zaś powstały wśród pewnéj sceny domowéj, któréj był on przyczyną i bohaterem głównym.
Miał lat szesnaście, gdy przybył do domu na wakacye