Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
— 80 — 

z wieścią, że promocyi do klasy wyższéj nie otrzymał. Zdarzało mu się to już po raz wtóry. Żywy jak iskra, życia i spraw jego namiętnie ciekawy, do nauki rzucał się z razu gwałtownie, z ciekawością; lecz pracy znieść nie mógł, nudził się wnet przy niéj i ręce opuszczał. Tracił téż zawsze więcéj niż posiadał, Żytnicka długi jego w tajemnicy przed mężem płaciła. Powolnego przecież postępu w naukach utaić nie było podobna; Żytnicki wpadł w całkiem niezwykłe sobie uniesienie.
— Ze szkół odbiorę! — krzyknął — i pastuchem cię zrobię... Prawda, panie Janie, że trzeba go do owiec odesłać?... niech bicz weźmie i Antoszkowi paść owce pomaga...
Było to w obecności Drożyckich. Pan Jan potwierdził zdanie pana Pawła. — Niechby pan Eugeniusz powstydził się trochę za leniwstwo — dzierżawca zawołał:
— Albo on zna, co to wstyd? — chamskie dziecko...
Skinął na sąsiada i wyszedł, z trzaskiem drzwi za sobą zamykając. Ale Eugeniusz przy wyrazie „chamskie dziecko“ — drgnął, podniósł głowę i spojrzał na opiekuna oczyma, w których mieniły się i gorzały łzy i płomienie. Pobladł bardzo i po raz pierwszy uśmiechnął się dumnie, złośliwie, niemal nienawistnie.
Żytnicka zanosiła się od płaczu i wśród łkań błagała przyjaciółkę, aby nie wierzyła temu, że Gienio leniwy jest i źle się uczy. Potwarz to, intrygi ludzkie, niesprawiedliwość profesorów, wypadek nieszczęśliwy; ale pewno nie jego wina.
— On już i teraz taki uczony, że ja nie rozumiem, jak mu to wszystko w głowę wleźć mogło! Słucham nieraz, kiedy uczy się po grecku i po łacinie... jak rzepę gryzie, moja Drożysiu, a przecież to nie żarty.... takie uczone języki!
Uśmiechnęła się z za łez do wychowańca swego.
— No — rzekła z postanowieniem — ja muszę Pawełka