Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 — 

wełek zaś nie spuszczał z wychowańca oczu, w których malowało się zdziwienie.
— Za cóż cię więc do piątéj klasy nie puścili? — zapytał. — Musiałeś tam chyba którému z profesorów figla jakiego spłatać?
Eugeniusz półgłosem powtórzył:
— Figorum professorum et tutorum et mundum totum...
Kiedy po skończonéj scenie téj wybiegł do ogrodu, śmiał się długo, jak szalony, a potém na trawę pod drzewem upadł i gwałtownie zapłakał. Odtąd ilekroć znalazł się w liczniejszém nieco towarzystwie, czy wobec świeżo poznanych ludzi, wyszukiwał sposobności powiedzenia głośno i dumnie: chłopem jestem! Odtąd téż począł mówić o pogardzie swéj dla wszelkich powag rodzinnych i innych, krytykować szkołę, zżymać się na niepotrzebność udzielanych w niéj nauk, a utrzymywać, że dlatego tylko kończyć je zamierza, aby zapewnić sobie kiedyś byt niezależny i przyjemny. Ostatniemu temu twierdzeniu nie zaprzeczał nikt; przeciwnie, Żytnicki, klepiąc go po ramieniu, powtarzał często:
— Ucz się, bratku, ucz, bo nauka to w teraźniejszym świecie — pieniądze!
Kiedy zaś skończył szkoły, Żytnicka, wskazując raz na niego palcem, rzekła:
— Pawełku! niech Gienio księdzem zostanie!
Chłopiec parsknął głośnym śmiechem.
Pawełek zapytał:
— A toż dlaczego?
— Zawsze to.. kawałek chleba pewny.
— E! takiż tam chleb! Teraz księża... golizna. Niech lepiéj doktorem zostanie... teraz cyrulikom tylko żyć i pieniądze zbierać.
Pojechał do Petersburga, a po roku, przybywszy do Błonia na wakacye, oświadczył opiekunom, że zmienia fakultet, przecho-