łożyste drzewa i kwitnące krzewy. Lecz nie te arcydzieła sztuki i natury ukazywało ramię Lucyusza. Wyciągnął on je ku małemu triclinium (jadalni) cesarzowéj, znajdującemu się naprzeciw pracowni Cezara. Bokami w jeden i drugi koniec portyku biegły liczne pokoje pięknéj Faustyny: triclinia różnych rozmiarów i rozmaicie przyozdabiane; exedry (bawialnie), ubieralnie, sypialnie jéj sług i faworyt. Teraz ten długi rząd okien i wejść, ze splotami wysmukłych kolumn i pod wdzięcznemi łukami arkad owiewało marzące milczenie. Tu i owdzie snuły się tam niby mknące marzenia senne. Zasłony turkusowéj lub koralowéj barwy, przepojone słoneczném światłem, a powiewami wiatru dotykane, fruwały w zieleni aloesów i mirtów, jak skrzydła bajecznych motyli.
Z za nich błysnęła na chwilę kunsztowna waza grecka, to nimfa z marmuru wychyliła śnieżne i okrągłe łono, to zaśmiała się filuternie grupa pyzatych Faunów, wysoki świecznik w ociekających metalowemi kwiaty ramionach ukazał puhary lamp, oswojony ptak morski zakołysał nad złotą klatką wielkie różowe skrzydła i tęsknym krzykiem przeszył powietrze. Lecz bezludnie tam było i cicho. W dnie, żadném świętem nieodznaczone, cesarzowa zwykłą była jadać ostatni posiłek dnia w tém właśnie małem triclinium, na które ukazywało wyciągnięte ramię Lucyusza. Teraz jadalnią zamy-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —