sły kielichy tulipanowych kształtów i barw, inne, ręce zaplotłszy nad głową, marzyły w rozkoszném milczeniu. Fioletowe i żółte barwy ubrań, mieszały się z białością nagich ramion i błyskami dyamentów i złota. Łagodne linie ciał z wpółsenną gracyą wiły się po purpurze posłań, przedziwną harmonią splatając z sinawą, leciuchną mgłą dymów, ulatujących z kadzielnic i z mdlejącemi co chwila śpiewami cytry.
W tém gronie Faustynę wyróżnił-by łatwo każdy znawca różnych stopni dostojności i piękności ludzkich. Ją jednę okrywała nawpół suknia biała, osypana gęstą rosą pereł. W kruczych jéj włosach iskrzył się wysoki, cesarski dyadem i cesarski orzeł złoty zdobił wezgłowie, o które wspierała się najpiękniejszém z niewieścich ramion. Figlarnie przegiętą głowę na jednéj dłoni wspierając, drugą igrała wieńcem z róż, — o tém jakby zadumana, czy ma nim uwieńczyć głowę mężczyzny, który, zwracając ku niéj twarz rozkochaną, rozlaném winem kreślił przed nią na stole tajemne jakieś znaki. Z drugiéj jéj strony spoczywająca niewiasta usłużnie odwracała oczy, wabiąc niemi tego, który grał na cytrze, a ramię z puharem wyciągając do długowłosego pazia, kołyszącego w podniesionych dłoniach wysmukłą amforę.
— Na Bachusa i Wenerę! — zawołał Lucyusz, — wolał-bym może być gościem Faustyny, niż tego
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —