W mieście biły fontanny, z cienistych portyków rozlegały się dźwięki cytr, róże pachniały, swawolnie i lubieżnie śmiały się grupy rzeźbionych i malowanych bóstw, wspaniałe i potężne wznosiły się ku niebu złote kopuły świątyń; w nadbrzeżnych gajach ptaki śpiewały i pomarańcze kwitły, rozpływały się wonie migdałów i mirtów, barwami tęczy i przedziwnie harmonijnemi liniami, w zieleni i kwiatach błyskały malowane, rzeźbione, w ten cudny dzień z radości zda się rozśpiewane wille bogaczy.
Pstra i ruchliwa ludność portowa wielkim tłumem mrowiła się na wybrzeżu morza, które, pałając jak topiące się w ogniu dyamenty, potężne swe fale toczyło w dal nieścigłą, w przestrzeń bezbrzeżną, nad otchłanią nieznaną, nieznurtowaną, pełną dziwów i cudów nieodkrytych, niezbadanych, ponętnych i groźnych.
U brzegu, przed wiecznie ciekawym i wydarzeń głodnym wzrokiem tłumu, stał gotowy do odpłynięcia liburnijski okręt. Potężny jak maszyna, mająca zwyciężać wzbudzone siły przyrody, zgrabny jak do tańca stojąca atletka grecka, wznosił on w powietrze misterną sieć swych masztów i wiązań, a roił się u spodu żeglarską ludnością. Daleką miał odbyć drogę. Zrazu na Tuskulańskie morze wzdłuż zachodnich wybrzeży Italii puszczony, afrykańskiemi wodami okrąży on Sycylią i, przebywszy morze Jońskie, znajdzie się Adryatyku, — gdzie jeżeli bo-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —