Już wylał czarę wina pod stopy Jowisza wyswobodziciela, pożegnał przyjaciół swych, uścisnął małżonkę, żyć jéj rozkazując, i błogosławiące dłonie złożył na głowach jedynéj córki i przybranego syna. Już z rozprutych żył jego, część zawartéj w nich krwi wyciekła, bo upływ jéj powstrzymać rozkazał, nie dla tego, by łaknął marnéj godziny życia, ale że jeszcze nie skończył rozmowy swéj z Demetryuszem.
W wielkim, bogatym domu, panowała niezmącona cisza. Ani krzyki rozpaczy, łkania żalu, nie mąciły ostatnich chwil skazanego i nie chwiały jego odwagą. Furye żalu i rozpaczy zamieszkały dziś w tym domu, ale szarpały piersi, umiejące milczéć wtedy nawet, gdy dusze wiły się w męczarniach.
Słońce zniżało się ku zachodowi i różowo-złotém światłem napełniało wspaniały perystyl, nad którym letnie powiewy, niosły po szafirowém niebie chóry ognistych obłoków. W świetle tém, szklana mozaika posadzki iskrzyła się blaskami drogich kamieni, a kolumny z białego marmuru, zmieniały się w płomieniste słupy. Tu i owdzie, z wazonów o dziwnych kształtach i rzeźbieniach, wyrastały pachnące mirty i rozłożyste laury, szeroko-listne aloesy i krokusy osypane złocistém kwieciem. W ogrodzie, za nieruchomą ścianą palm i platanów, perlisto szemrała fontanna i niby z kadzielnic buchały wonie fiołków i lilii.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —