broć nie zapobiega istnieniu zła? Nie dożyłem, Demetryuszu, kresu dojrzałego wieku, bogactwo i zaszczyty towarzyły mi stale i u boku cnotliwéj małżonki, niezachwianego doświadczałem szczęścia. Przecież, gdybyś mię zapytał: czy znałem męczarnią? Odpowiedział-bym: jak Laokona dusiły mię wężowe ich skręty. Od dnia, w którym ojcowskie dłonie przyoblokły mię w togę dojrzałości, na com ja patrzał i czegom doznawał? Tryumf chciwości i pychy, a pognębienie sprawiedliwości, zdeptanie cnoty przez podłość i rozumu przez przebiegłą głupotę, jest to, o Demetryuszu, tragedya, straszliwsza, niż wszystkie ponure wymysły Eszyla i Eurypidesa, na którą, gdyby patrzali bogowie, gniewowi ich nie wystarczyło-by gromów a dobroci łez. Ale ludzkość odegrywa téż i atalany (farsy) pocieszne, z których ja przecież śmiać się nie mogłem, bo ksztusiły mię one goryczą pieprzową. Żarłoczność wilków wydawała mi się niewinnością wobec pokory lisów, liżących stopy wilcze. Tygrys i hyena przerażały mój umysł, ale mdłości wstrętu podchodziły mi ku gardłu, na widok głupoty pozwalających pożerać się owiec. Nie nawidziłem ogarów, gdy krwiożerczemi pyski szarpały jelita szlachetnego jelenia, lecz ze wzgardą srożéj piekącą od nienawiści, spoglądałem na zające, których cień żaby, wyłażącéj z błota, zapędzał w gęste krzaki! Bogów, o których tak jak ty, nicem nie wiedział, ciszy nocnych i blasków słonecznych, za-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —