słonecznym skwarze z głową odkrytą, przechodzący tamtędy z orszakiem swoim Kajus Kaligula stanął przedemną i rzekł: „Czy nie możesz ciała swego, okryć przyzwoitszą szatą, a stóp osłonić takiemi choćby sandałami, jakie noszą szewcy rzymscy? Czemu przybierasz postać nędzarza?” Odpowiedziałem mu: „Dla tego tak czynię, Cezarze, abym jak najmniéj wydawał się podobnym do szambelanów twoich.” Kajus czuł się dnia tego w wesołym humorze; zapewne Jucitatus, ulubiony jego źrebiec, powitał go zrana uprzejmém rżeniem. „Znanym jesteś z dziwactw twych, rzekł ale nie gniewam się na ciebie... Oto daję ci wór sestercyi, ubierz się tak, jak ubierają się szambelani moi i przyjdź do pałacu mego. Od dziś, zaliczam cię do przyjaciół moich piérwszego rzędu.” Mówiąc to, skinął na jednego ze swoich posługaczy, a ten złożył obok mnie sakiewkę, splecioną z pereł i pełną złotych pieniędzy. „Kajusie, rzekłem, kiedy ci przyjdzie na myśl kusić mię po raz drugi, zacznij od ofiarowania mi całego państwa swego. Gdy wówczas odmówię przyjęcia twego daru, nie przemówisz już do mnie nigdy, bo nic nadto ofiarować mi nie zdołasz.” Wtedy Kajus, zwracając się do prefekta Rzymu: „Człowiek ten jutro płynąć będzie ku brzegom Afryki, łachmany jego brudzą mi piękne moje ulice! niech je obszywa w piaskach pustyni.” Czy mniemasz, Trazeuszu, że rozkoszą i weselem płynęły mi lata
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —