i uczucia twe, Trazeuszu, były duszą twoją a słowa i czyny jéj oddechami.
Umilkł na chwilę i wszystko do koła milczało. Nawet szmer fontanny ucichł kędyś za ścianą palm i platanów; pobladły w górze ogniste obłoki; przygasły blaski kolumn i posadzki, a w opadającym na perystyl zmroku, w ciszy niezmąconéj, brzmiał nad głową skazańca sam jeden tylko, łagodny, głęboki głos filozofa.
— Znasz, Trazeuszu, naukę Epikura o atomach materyi, które, bujając nieustannie po nieskończonych przestrzeniach, tworzą ciągle coraz nowe światy i istoty. Gwiazda, metal, roślina, zwierzę i człowiek, zlepkami są nieskończonéj liczby atomów, z których każdy jest nieśmiertelnym, bo rozprzęgając się, wiążą się one znowu w kształty inne, a nigdy nie giną. Takiém jest królestwo materyi, do którego ciało twoje należy. Jak garść piasku, przez wiatr zdmuchnięta, rozpierzchnie się ono po nieskończonéj przestrzeni, a składające je atomy wnikną może w jedwabną tkaninę liliowego liścia, albo w strumieniu popłyną kroplą wody, czy parą wzniosą się w błękitne etery, zamigocą w płomieniu lampy, błysną w dyamencie, wyrosną z ziemi kłosem pszenicy, stwardnieją w sierści zwierzęcéj, spojrzą znów na świat źrenicą nowonarodzonego dziecięcia, lub świętym ogniem myśli zapłoną w mózgu męża. To wszystko opowiadam ci o królestwie ciał. Lecz
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
— 160 —