wspaniałych wzgard? Ty na to wszystko nie odpowiész: „mnie tam nie będzie!” bo umiłowanie przyszłych wieków i pokoleń, mocno tkwi w duszach wzniosłych. Umierając, powtarzaj słowa starego poety:
Niechaj nikt łzami grobu mojego nie skrapia,
Ani z płaczem za trumną moją nie idzie —
Bo żyję wiecznie i z duszy do duszy przelatam.
Taką jest nieśmiertelność, Trazeuszu, którą ci opowiedział Demetryusz z Sunionu.
Przestał mówić i Trazeusz milczał także. Zbłąkany wśród laurów, ostatni promień słońca blady blask rzucił mu na czoło, gładkie teraz, jakby w zaraniu młodości. Dół jego twarzy pokrywał już cień nieprzejrzany, ale pod czołem wypogodzoném, widać było źrenice ze słodyczą zachwycenia wpatrzone w daleką przestrzeń. Pochylony nieco nad łożem Demetryusz zapytał:
— O czém teraz myślisz, Trazeuszu?
— Nazywaj mię przyjacielem swoim i pytaj: co widzę?
— Co widzisz, przyjacielu?
Bardzo cicho, tak jakby z wymawianemi słowy życie ulecieć zeń miało, Trazeusz zaczął:
— Widzę przestrzeń nieskończoną, napełnioną zmrokiem, płaczem i powiewami mroźnego Austeru.