Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.
—   175   —

z tych sądów rozpocząć mieli, oni także uczuli tchnienie, które wydaje z siebie wszelka straszna chwila. Byłaż to ciekawość, czy nasycenia oczekująca żądza krwi i męczarni, czy rzut myśli, odgadującéj najgłębsze znaczenie stać się mającéj rzeczy, lecz wkrótce, choć stopniowo gonitwy ich, ustały, gwary, śpiewy, śmiechy roztopiły się w ciszy; amfory, puhary, misy zniknęły; łodzie ich, jak zmęczone tancerki na puchach fal legły i, zlekka tylko przez nie kołysane, zdawały się razem z napełniającą je ludnością patrzéć i czekać.
Największy z pomiędzy wszystkich, choć mniéj od innych lekki statek Olimpusa, kołysał się prawie u stóp białych, cichych, rozległych gruzów Lipary. Posrebrzane wiosła bezczynnie zalegały jego krawędzie, wzamian od ruchu fali, w kamiennéj ręce stojącéj u przodu Nemezy, z lekkiém dzwonieniem poruszały się srebrne szale.
O łabędziową szyję statku oparty, w odzieży, któréj podarte hafty szeroko odsłaniały wypieszczone ciało, bez obuwia na białych stopach, stał Belianus, pan możny i wysoki dostojnik rzymski. Ci ludzie, którzy teraz stali przed nim groźnym półkolem, porwali go od uczty, którą z legatami i kwestorami swymi, ze świetném gronem wykwintnéj młodzieży sprawował. Dla tego to wieniec róż przeplatał mu utrefione włosy i więdnącemi liśćmi osypywał błyszczące łachmany, które przed