kością słoniową, srebrem i złotem. Wysiadłszy z lektyk, ludzie ci, umykając coprędzéj od naciskającego ich ulicznego tłumu, przez drzwi u których stróżował „ostyaryusz,” odźwierny ubrany w barwy domu czyli liberyą, wstępowali na obszerny podwórzec wchodowy, w kolumnady i rozłożyste drzewa przystrojony i, zatrzymując się tam na chwilę, porozumiewali się z sobą spojrzeniami i cichemi, lecz śpiesznemi szepty. Z wyrazów twarzy i szeptów ich poznać można było, że w domu tym dzieje się coś niezwykłego, coś, co przybywającym doń nakazywało przyoblekać się w pozory choćby uroczystego smutku. Pomiędzy przybyłymi mężczyznami były wprawdzie twarze istotnie i szczerze zasmucone, lecz na uroczysty nastrój ducha trudno było bardzo zdobyć się wystrojonym kobietom, których ogniste i zalotne oczy ukradkiem szukały pośród męzkiego tłumu kwiecistych tunik i utrefionych głów, próźniaczych, wykwintnych młodzieńców. To téż tu i owdzie krzyżowały się z sobą spojrzenia wyzywające i wabne, lub rozległ się szybko stłumiony śmieszek. Dostojnym tym i możnym, Wespiliona i Turyi krewnym i przyjaciołom, nie wypadało jednak oddawać się pustocie, wobec patrzącego na nich, w podwórzu zgromadzonego tłumu klientów domu. Ludzie ci, w grubych, brunatnych togach i z których wielu miało grube, spracowane ręce, wyzwoleńcy ci Wespiliona, albo téż ubodzy i odda-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —