Olimpusowego statku, nakształt nadlatującego wichru, zaszumiała. Oddawna już ku statkowi temu przybliżać się zaczynały łodzie naprzód podanych postaci ludzkich, szyj wyciągniętych, twarzy barw i wyrazów wszelkich pełne. Teraz, jedna z nich, którą spiżowy lew zdawał się prowadzić, z cichością widma u Olimpusowego statku pomykając, rzuciła, okrzyk:
— Synowie Hiszpanii pozdrawiają cię, Rzymianinie! Żyj i panuj, zdobywco, dopóki z kolei ciebie barweny morskie nie zdobędą!
Tuż za tą mknęła łódź druga, na której przedzie płynął sfinks złotooki, a którą kierowali czarni Numidzi, wołając:
— Cześć ci, zwycięzco Afryki! Gdy cię już ciemności piekieł ogarną, Jugurtę, przez was podstępnie zamordowanego, pozdrów od jego poddanych!
Inni oznajmiali:
— Do Mitrydata, króla Pontu, płyniemy z poselstwem od Sertoryusza, który Hispanii wolność a światu szczęście przywrócić zamierza!
Tak wszyscy, jak mrowie po cichéj fali się zwijając, coraz inne wywoływali imiona, urazy, krzywdy, aż chórem potężnym, z brzękiem strun i puharów zawiedli pieśń, która zwykle walkom i zabawom ich towarzyszyła.
— Na kole ślizkiém, na kole ruchomém Fortuna
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.
— 190 —