niem, medyk cesarskiego dworu, Antoniusz Muza. Współtowarzyszy tych, którzy w ustronném miejscu „atrium” stojąc, z zajęciem i zcicha rozmawiali z sobą, otoczyło wnet liczne grono, osypujące ich śpiesznemi zapytaniami. Na zwiędłych ustach Glykona igrał błędny, sarkastyczny uśmiech, a spuszczone powieki jego nie podniosły się i nie odkryły źrenic, pełnych cynicznéj wzgardy dla wszelkich ludzkich uczuć i cierpień. Ale pogodny i szczery Muza, ze smutkiem w mądrych, przejrzystych oczach, uczynił obu rękoma gest, oznaczający zrozpaczenie zupełne.
— Czyniłem, co mogłem i co tylko doradzała mi nauka moja. Cezar sam przysłał mnie tu, na piérwszą wieść o nieszczęściu Wespiliona, lecz czémże są usiłowania nasze wobec niezłomnych praw przyrody?...
— Wobec woli nieśmiertelnych bogów! — nabożnie poprawił młodszego kolegę truciciel Glykon.
Westchnienia zaszemrały dokoła, w cisnącéj się pod ściany gromadzie klientów, ktoś głośno załkał, — przechodzący zblizka młody niewolnik szepnął po grecku:
— Antygona nie była od niéj piękniejszą i lepszą.
Poważni mężowie w senatorskich latiklawach, białych purpurą i złotem wyszywanych, pozostali w „atrium” i, zasiadłszy na sofach, których śpiesznie ustąpili im klienci, a oczekując końca drama-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —