Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

te rany, które tam krwawemi wargi zawodzą straszne jęki? Widzisz pychę wydętych Greków i w krwawe błoto udeptane, blade dzieci Troi? Bogowie! Szczęście, na łonie téj przeklętéj nocy? łoże małżeńskie, usłane w zgrozie i mordzie, w obliczu tysięcy śmierci? Coś ty rzekł, Koroibosie! Po coś tu przyszedł! Po to, aby pożegnać mię? Żegnaj więc! Idź walczyć!
Koroibos. Żegnaj, Kassandro! Chwilę jeszcze będę bojownikiem, który śmiertelnie a bezskutecznie ubodzie kilku Greków, a potém Idomena, dawno już na mnie zęby swe ostrzącego, poproszę, aby mię nadział na swoję dzidę. Tyś wieszczka! pewno wiész, że gdy o godzinę wcześniéj i zdala od ciebie umrę, Troja zmartwychwstanie? (Czyni ruch do wyjścia).
Kassandra (z wyciągniętemi ramionami). Koroibosie! chwilę jeszcze... Idomeneus pewnie cię szuka...
Koroibos. Chciałem, aby nas znalazł w takim uścisku, że gdy jedno na tamten świat wyprawić zazamierzy, sam o tém nie wiedząc, wyprawił-by oboje. Czy mam odejść?
Kassandra. Męko nadludzka! Ja.... jemu.... śmierć przyśpieszać!... Apollo! na pomoc, Apollo! Odbierz mi moje podstępne dary i niech w ostatniéj godzinie swojéj będę jak te niewiasty, dla których jedno istnieje święte imię: kochanek i jedno jasne pojęcie: rozkosz! Niech Koroibos nie odchodzi ze