wione stoły i niesyte jeszcze tém, co znajdują na nich, krzywemi pazury wydzierają im z ust i gardeł kęsy żywności. Jedna z nich najpotworniejsza przeszywającym śmiechem napełnia powietrze: „Marzycie o Hesperyi, woła, ale słuchajcie, co wam przepowie najpotężniejsza z furyi! Zanim osiągniecie cel waszych marzeń, wściekłemi z głodu zębami zżujecie drzewo waszych pustych stołów. Bogowie tylko wiedzą, czy nie pozdychacie wprzód, nim napoją was i nakarmią migdały i winne jagody Hesperyi!” Rzekła, a przerażenia pełni Trojanie, statki swe w inną kierują stronę. Rajskim niby uśmiechem, wabi ich wdziękiem łąk szmaragdowych i majestatem odwiecznych lasów wyspa cyklopów. W łonie potęgi gnieździ się dobroć, z piękności wytryska słodycz. Może w sile swéj litościwe, przez piękność słodko wykołysane żyją tu dobre geniusze. Cyklop, głową niebios sięgający, jak na giętkiéj trzcinie, na niebotycznéj sośnie kroki swe wspierając, drogę im zachodzi. Jedno tylko ma oko, więc i tych świateł nie widzi, które skąpo na ziemię leje Apollo. W półciemności swéj rozjątrzony, Trojan szyderstwem spotyka: „Coś ty za jeden, rodzie robaków, który na równi ze mną chcesz nad tą wyspą panować? W jakim przystępie żartobliwego humoru bogowie stworzyli tych malców? Pójdźcie, niech was w garści méj uduszę i połknę tak, że gardło me nie uczuje, kiedy brzuch już strawi.“ Rzekł,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.
— 213 —