Iris, posłanka bogów, z ziemi wzbijała się ku niebu. Matka jéj, Elektra, jedna z tkliwych Oceanid, które łzami i pieśniami osładzały srogi los Prometeusza, tę córkę swoję wyposażyła najlepiéj, jak mogła. Z łona ojca swego, Oceanu, wyjęła ona konchę perłową i z niéj utworzyła jéj pierś i stopy; u matki swojéj, Jutrzenki, uprosiła trochę nieśmiertelnego rumieńca i nim pomalowała jéj lica, na łące wilgotnéj barwę z dwu niezapominajek starła i włożyła ją w jéj oczy; u chciwego Midasa wykradła bryłkę złota, którego on miał tak wiele, wyprzędła zeń jéj włosy i wyrzeźbiła skrzydła. Potem, nad przestworami oceanu, nad wilgotnemi łąkami, póty w różane sito pary lekkie i drobne kropelki wody zbierała, aż z nich wytkała szatę taką, że gdy w jéj krysztale przejrzał się jeden choćby ognisty włos Feba, łukiem siedmiobarwnym zawieszała się ona pod sklepieniem niebios nad ziemią.
Tak ustrojoną Iris śmiertelni nazywali tęczą i z zachwyceniem wznosili ku niéj oczy. Bogowie