Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.
—   223   —

ją tak groźny, a przecież tak swawolny Zeus; mądra Atene pod złotym hełmem uśmiechała się przyjaźnie, a mężny Ares, zalotnie nad czołem wawrzynowy wieniec poprawiając, wojowniczo tarczą swą pobrzękiwał. I tylko czysta Artemida, a także brat jéj ognistowłosy Febus-Apollo, niewielkiemi obdarzali ją względy. Piérwsza zachciała niegdyś uczynić ją swą Nimfą, ale córkę tkliwéj Elektry strachem i ohydą przejmował widok krwi nawet jeleniéj. Przytém, bezustannie w głuchych przebywać puszczach, bezustannie pod groźbą napaści Satyrów zostawać, nigdy zalotnie nie uśmiechać się do bogów ni ludzi, o głogi i buki leśne śliczną suknię podrzéć, — o, aby losu takiego uniknąć, Iris gotową była wzbić się zuchwale w najwyższe sfery Olimpu i tam różową twarzą paść przed strasznym Zeusem, którego dotąd nie widziała nigdy! Więc do kolan Hery przypadła, o zmiłowanie błagając, a małżonka Zeusa, z bogiń najwyższa, opiekuńczo na jéj głowie dłoń swą oparła. Odtąd Artemida, przy każdém z nią spotkaniu, udawała, że nie zna jéj wcale, a gdy nocami księżyc, zdobiący jéj dziewicze włosy, srebrzystém światłem oblewał wszystko na niebie i ziemi, jedną tylko Iris, przez promienie jego omijaną, nieprzejrzane pokrywały ciemności.
Febus-Apollo znowu, bóg światła i ciepła, bez którego żadne ziarno nie wydało-by kłosu ani kwia-