męki cierpiąc. Ku trupom przylatywały sępy, a żywych napastowali ludzie, sępiemi pazury ciała, krwią ociekłe i bólem krzyczące, odzierający z odzieży i zbroi. Tyle tam było westchnień, jęków, zbrodni, ile jest włosów w twéj promienistéj koronie, a przyznaj, że liczba to wcale nie mała! W oddali zaś zobaczyłam tłumy, z których oczu tyle łez nad tymi poległymi ciekło, że strumień ich popłynął aż na to smutne pole, i tam, od krwi różowy, w dziwne pomiędzy owemi bolesnemi ciałami wijąc się zygzaki, szemrał: „biada! biada!“ a potem: „przekleństwo! przekleństwo!“ Komu on tak złorzeczył? czy ja wiem? Tobie może, panie świata, który tym biedakom obiecywałeś tak wiele, a dałeś tak mało! Bo gdzież ta mądrość, którą napełniać ich miały twoja wiedza i twoje natchnienia? O co im szło? Gdybym nieśmiertelną nie była, umarłabym ze śmiechu nad taką głupotą! Oto na jakiémś kawałku ziemi stanęli Spartanie i wołać jęli: „To nasze! to nasze!“ A potem przybiegli Ateńczykowie i, przecząc, krzyczeli: „Nie wasze, lecz nasze!“ Jednych i drugich wodzowie, jak pawie nadęci i strojni, hardo mierzyli się z sobą: kto silniejszy? kto większy? pytając, a za wodzami i rycerskiemi hufcami tłuszcze wołały: „jeść! jeść! tym oto kawałkiem ziemi nasycić głód swój musimy!“ Pobili się i cóż wygrali? Więcéj niż wprzódy nie jadają wcale, bo naprzód, umarli gąb nie otwierają; potem, ci co
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —