Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.
—   230   —

a nadewszystko cierpiącą jest twoja ziemia, o, boże piękna, dobra, mądrości i szczęścia!
Umilkła. Kiedy mówiła, w szumie eteru, w turkocie planet, zataczających na niedościgłych wyżynach nieustanne koła, szczebiot jéj był podobny do brzęczenia muszki i ona sama, jak muszka, w ogniste włosy słońca wplątana, drgała, migotała wszystkiemi siedmiu barwami swemi i złośliwym tryumfem zemsty. Wkrótce przecież śmiać się i tryumfować przestała.
Ogromny, srogi, rozgniewany, Febus w płomieniach wozu swego powstał, a usłużna Posępność wnet go owiała płaszczem z czarnéj krepy. Na ziemi ludzie wydali krzyk przerażenia: „słońce gaśnie!” a od grzmotu jego głosu eter zadrżał i zachwiały się osie planet.
— Na ojca mego Zeusa, i matkę Latonę, zuchwalstwo twoje bezkarnie ci ujść nie może! Eheu! Eheu! Jakże mi Harpie boskie serce szarpią! Wiem dobrze, iż samę powiedziałaś prawdę. Wszystkowidzącym jestem, ale nie wszechmocnym, bo inni bogowie rządy ziemi dzielą ze mną; źródłem światłości będąc, ciemnym jestem, bo włosów mych końce tylko śmiertelni widziéć mogą, a ilekroć w samo oblicze mi spojrzą, ślepną! Gdyby nie stary nałóg i nie wola Zeusa, dawno-bym wóz ten o Scytyjskie skały roztrzaskał i tę bryłę niezgrabną, która zwie się ziemią w nicości utopił. Lecz żal mi tych kretów,