nie, gorliwie i powielekroć mniemała, że już ją znalazła. Dnia pewnego naprzykład, wzbiła się w górne strefy i oznajmiła Febowi, że w cudnym ogrodzie widziała cudne palmy, a pod palmami dwoje kochanków, piérwszym pocałunkiem łączących spragnione go usta. Febus nie raczył nawet surowych oczu ku niéj obrócić i rzekł:
— Jeżeli kiedy do Olimpu wrócisz, opowiész to Afrodycie. Mały Eros także, na wieść tę, z radości wysoko podleci. Do nich należy pary kochanków dobierać; — ja je czasem, dla wyższych wyroków, rozdzielam!
Innego dnia, ku wozowi wielkiego boga przypłynąwszy, mówiła, że w Argolidzie kobieta pewna urodziła dziecię, tak śliczne dziecię, iż szczęśliwa matka, kołysząc je w ramionach i złote jego włosy całując, od rana do nocy oblewa się łuną i łzami radości.
Febus rzekł:
— Idź z tém do Hery łaskawéj opiekunki rodzinnych uciech i trosk.
To znowu zachwycił ją widok niezmiernie świetnéj uczty.
— W jakim przepysznym działo się to pałacu — Febowi opowiadała, — jakie tam były jadła, napoje, wonie, pocałunki! jakie kobierce zaściełały łoża i przy dźwiękach jakiéj muzyki wyginały się gibkie członki tancerek, o Afrodyto, jakże pięknych.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
— 233 —