Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.
—   234   —

Od śmiechu Feba znowu eter zadrżał i zachwiały się osie planet.
— Malutka! — wołał, — tém spostrzeżeniem wielce Dyonizosa wielce uradować możesz! Z radości, że wiernych posiada tak licznych i możnych, na swojéj beczce siędzie i jednym haustem, zawartość jéj połknie. Ode mnie zdala ze szczęściem takiém, zdala!
Raz, Iris prawie już pewną była zwycięztwa; w srogim kłopocie swym aż w barbarzyńskie zapuszczając się kraje, widziała króla Partów, gdy po podbiciu sąsiedniego kraju do swéj stolicy powracał. Lud wdzięczny mu i dumny, tryumfalny łuk dlań zbudował i przed kopytami jego rumaków róż deszcze sypał, za kołami jego wozu spętani szli niewolnicy, wojsko radosne peany wyśpiewywało, ogłuszająco w zwycięzkie tarcze uderzając, słowem, większego szczęścia pieszczocha bogów przedstawić sobie nie mogła. Jakiemiż więc były zdumienie jéj i smutek, gdy Febus znowu płaszczém posępności okrył się i wyrzekł:
— Niechaj to szczęście w wawrzynowy swój wieniec wplecie brat mój, Ares, nawzajem rznących się baranów mistrz i opiekun. Ja niém się brzydzę!
— Kapryśnik! złośnik! okrutnik! — szemrała Iris, jeszcze w postaci chmury nad ziemię spływająca, z gniewu i żalu uderzając w swe gibkie kończyny.
Tak długo i nadaremnie wzbijała się ku