Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
—   235   —

płomiennemu Febusowi i, rozmowy z nim wiodąc, u osi wozu jego płynęła. A ludzie, ilekroć wówczas ku górze spojrzeli, dziwili się i pytali: jaka to chmurka samotna i błędna od pewnego czasu towarzyszy słońcu? Nie wiedzieli o tém wcale, że była to biedna Iris.
Nakoniec, raz, biedna Iris płynęła wokół Febusa, więcéj niż kiedy stroskana i trwożna. Jak wszystkie istoty małe, w nieszczęściu bardzo pokorną się stała i, nietylko już w ogniste włosy boga nie wpadając, lecz przybliżyć się do nich nie śmiąc, gibkie tylko kończyny swoje w kształcie rąk załamanych ku niemu wznosiła, żałośnie pokornie mówiąc: — Nie wiem, o najjaśniejszy, czy słowa moje sroższym jeszcze niż dotąd nie zapalą cię gniewem, bo sama tego, o czém mówić będę, nie rozumiem wcale. Ale Argus, który lituje się nade mną, gdym obok skały, na któréj siedząc, nieszczęsną Io pasie, przelatywała, zawołał ku mnie: „Płyń na Ikaryą, gdzie zobaczysz wielu zgromadzonych ludzi, a pośród nich męża jednego, w którego wnętrzu znajdziesz może to, czego szukasz. Ażebyś lepiéj widzieć mogła, pożyczam ci dziś aż dwojga oczu swoich!” Usłuchałam dobrego Argusa, nad Ikaryą popłynęłam, a gdym już nad tą wyspą zawisła, ujrzałam istotnie wielki tłum ludzi, który jednego męża otaczając, wrzeszczał, złorzeczył, wygrażał tak, że aż uczułam, iż boskie me uszy w płomieniach wsty-