Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.
—   237   —

ny, wyklinany, z pośrodka życia w otchłanie Hadesu wpychany, szczęśliwym był, ale to tak szczęśliwym, że równie wezbranego i niezmąconego szczęścia nie widziałam nigdy. Wyraźnie w mózgu jego czytałam, wyraźne mi były bicia jego serca. I cóż? Czuł się on dumnym, że bojaźń śmierci zwyciężył, a ztąd za półboga się mając, nie z gniewem, ale z litością na lżące go tłumy spoglądał. Lecz i ta litość słodką mu była, bo miodem swoim poiła ją nadzieja. Policzył wszystkie skrzydła, które już ludziom rozdał i, słodycz nadziei na podniebieniu czując, myślał, że oni wszyscy do téj nieznanéj przez niego odkrytéj krainy — polecą! Myślał daléj, że oprócz duszy, która dla natchnień twoich, o, Febie, wyrzeka się nawet życia, wszystko na ziemi skażoném bywa i kruchém, a tak myśląc, żadnéj z rzeczy, które na ziemi opuszczał — nie żałował. Kubek z cykutą podano mu do ust; pijąc ją, na niebo, ziemię, na drzewa, kwiaty, na całą przyrodę spoglądał, taki pogodny i cichy, jak pogodnie i cicho zmęczone dziecię do matki swéj powraca i rękoma zawiesza się u jéj szyi. Wkrótce przecież zamknął powieki, głowę na stérczącą deskę pochylił i westchnął. Błagam cię, Febie, abyś nie mniemał, że kłamię, bo rzecz trudną do wiary opowiem. Z ostatniém westchnieniem tego konającego męża uleciał i nad głowami tłumów popły-