szczupłą i sztywną. U stóp łoża podobne do chwiejnych cieniów chyliły się ku sobie dwie kobiety z których jedna bezsilnie wspierała się na drugiéj, miłośnie ją obejmującéj, a tuż przed leżącą i z głową ku niéj pochyloną, stał mężczyzna wysoki, opłynięty fałdami niedbale włożonéj togi. Z fioletowéj mgły napełniającéj pokój, twarz jego śniada, męzka, ku leżącéj postaci nieco schylona, wyłaniała się wyraźnie. Był to Wespilion.
Uroczystą, głęboką ciszę, która napełniała pokój, przerywał tylko przyśpieszony i słabemi bardzo jękami przerywany oddech spoczywającéj na łożu i coraz bardziéj sztywniejącéj postaci. Stopniowo lecz szybko jęki przerzadzały się, oddech stawał się coraz cichszym, ustawał chwilami, odzywał się znowu, przerwał go dźwięk jakiś dziwny, struny jakby, która zadzwonić miała, lecz z cichym, przeciągłym zgrzytem pękła i — wszystko umilkło. Na twarz Wespiliona spadła wielka bladość, po ciele jego, od głowy do stóp, owinęło się krótkie lecz gwałtowne drżenie. Stało się. Przyszła sekunda, któréj, stojąc tu, upatrywał bacznie, aby spełnić to, co był powinien, a czego nie spełniać pragnął-by choćby za cenę życia. Ciężko, powoli podniósł rękę i ruchem miękkim, drżącym, przesunął dłoń po oczach i ustach zmarłéj. Wedle obyczaju narodu swego zamknął on powieki i na zawsze utulił wargi téj, dla któréj był najbliższym na ziemi człowiekiem, a potém, do
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 19 —