Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

tegoż obyczaju stosując się, a bardziéj może pozwalając, aby męzkie serce wybuchnęło na chwilę, roztworzył nad łożem ramiona i po trzykroć wielkim głosem zawołał:
— Wespilio! Wespilio! Wespilio!
Wszyscy wiedzieli, że gdy ten, który w ostatniéj chwili stróżuje nad łożem śmiertelném, wyda z ust swych trzykrotne to, ostatnie wołanie, jeden ze śmiertelnych opuścił już ziemię. To téż domownice i służebne u kolumn stojące, z wielkim płaczém padły na posadzkę; głośnemi krzykami żalu ozwali się słudzy i klienci, którzy dotąd, cicho i trwożnie, we wpółciemnym korytarzu oczekiwali stanowczéj chwili; tłumione lecz rozdzierające łkania wydobywały się z piersi dwóch kobiet, u stóp łoża wspierających się wzajem, Wespilion zaś, nad łożem schylony, twarz przybliżył z blizka do twarzy zmarłéj, aż gdy zesztywniał w niéj już muskuł ostatni i ostatnia kropla krwi zniknęła z warg delikatnych, cichym, długim pocałunkiem usta swe z ustami jéj połączył. W sposób ten przyjmował on w piersi swe ostatnie tchnienie swego dziecka. „Extremum spiritum ore excipere.” Kiedy z dwiema grubemi łzami na skurczonych od bólu policzkach podniósł się i wyprostował, domownicy i słudzy powstali z ziemi i podnieśli głowy, a wyciągając ku łożu ramiona wybuchnęli chóralnym przeciągłym okrzykiem:
— Vale! Vale! (Żegnaj! Żegnaj!)