Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

zjęła. Podniosła dłoń do czoła i po trzykroć szepnęła:
— To prawda! to prawda! to prawda!
Lecz w téjże chwili grono świetnych kobiet, z któremi łączyły ją węzły pokrewieństwa i dalszéj lub bliższéj znajomości, zbliżyło się ku niéj. Cecylia Metella chciała wziąć dłonie jéj w ręce swe bogatemi pierścieniami okryte, Rufilla kibić jéj otaczała ramieniem. Tertulia niewyraźnie coś szeptała o wielkiém dla Turyi współczuciu Cezara, któraś z młodszych, w rozrzewnieniu schyliła się prawie do kolan jéj, śpiewnym głosem zawodząc pochwały zgasłéj Wespilii i żale swe po niéj. Ale Turia na wszystkie kobiety te spojrzała wzrokiem takim, jakby widziała je po raz piérwszy w życiu, jakby budziła się ze snu strasznego i zlękniona zapytywała: „czego ci obcy i obojętni żądają ode mnie?” Szybkim ruchem zwróciła się do złotowłoséj dziewczyny, na mgnienie oka jéj nie opuszczającéj.
— Pójdźmy, Atio, o! pójdźmy ztąd prędzéj!
Straszne łkanie wzbierało w jéj piersi, a zrozpaczony, błędny jéj wzrok z ponuremi błyskawicami biegał od sztywnych zwłok córki, do nieruchoméj, togą okrytéj głowy małżonka. Wyszły, a w téjże chwili, o wydarzeniu zawiadomiony, przybył do domu Wespiliona kapłan Wenery Libitiny, który, imię zmarłéj zapisawszy w dzierżonych przez się urzę-